Dopisuję się do klubu z poprzednim motocyklem - Virago 1100. Na początku tego roku wykonałem efektowny wjazd na parking Centrum Handlowego, odchyliłem stopkę (niestety, zbyt niedbałe - sprężyna z powrotem cofnęła kosę) i... motocykl - gleba.
Skończyło się tylko na skazie na honorze, ponieważ lalka upadła na gmola i sakwy.
Ale to jeszcze nic. Rok temu, razem z kolegą (to ważne - kilkuletni motocyklista, zero wypadków, na co dzień dosiada znacznie cięższego motocykla niż tamto moje Virago) zajechaliśmy na stację paliw. Noc, okolice godziny duchów. Zatankowałem, zapłaciłem, siadam, zapinam kask. Kolega stoi obok. Nagle prosi:
-Daj usiąść.
-Siadaj.
Usiadł. Ja odszedłem i stanąłem na wprost, przed nimi. Nagle widzę, że kolega coraz bardziej przechyla motocykl... aż w końcu się przewracają. Zacząłem się śmiać
(wiedziałem, że moja lalka zwykle pada bezkolizyjnie):
-Co ty odpier...lasz, przecież jest zatankowany pod korek!
Na to on:
-Stary, nie jest dobrze, nie jest dobrze! Stopą i kostką dotykam asfaltu...
Skoczyłem na pomoc, postawiłem motocykl. Kolega wyczołgał się i zabraniając mi sobie towarzyszyć, szybko odjechał. Następnego dnia przysłał mi zdjęcie ze szpitala - 3 tygodnie gipsu. Pękła mu torebka stawowa.
Taka przygoda.
Zabronił mi zdradzać swój nick, więc dotrzymuję słowa.
Zresztą wersja oficjalna jest inna - jechaliśmy, zobaczyliśmy płonący budynek, ja zostałem pilnować motocykle, on skoczył do środka i z matką z trojgiem dzieci pod pachą skoczył z 3go piętra. I stąd miał gips.