Panowie, ja - z tego, co pamiętam - raczej się nie upierałem przy wyższości TECHNOLOGICZNEJ H-D nad "japonią". Raczej wręcz przeciwnie. Zresztą moja opinia w kwestiach techniki, opinia laika, może być brana pod uwagę z "przymrużeniem oka". Dla mnie - podkreślam - to bardziej kwestia gustu niż rozsądku. Po prostu chciałem choppera utrzymanego w pewnych klimatach, po drugie od jakiegoś czasu myślałem o H-D. Model Street Boba najbardziej odpowiadał: możliwościom finansowym, upatrzonym kanonom i wreszcie marce.
Co do kamizelki... mam ją nadal, ale nie wiem, jak długo. Określę to nieco okrężnie - ze względu na "zawód" (choć nie traktuję tego zawodowo) podlegam pewnym regułom prawie wojskowym. I nie ukrywam, że czasami czuję się ograniczony czasowo. Zresztą Piter dobrze wie, ile razy w ciągu dnia nie mam szans się gdziekolwiek wyrwać. Do tego dochodzi jeszcze szkoła. Trzecie "wojsko" z wymogami jest ponad moje możliwości. Dopóki klub był grupą przyjaciół i kumpli bez wymogów zebrań i zlotów pod przymusem, wszystko grało. W momencie pojawienia się statusu MC wiele się zmieniło. Ja swoje "zajęcia" kończę koło 19, a najczęściej później. I nie mam możliwości pojawiania się na zebraniach na każde zawołanie. Czyli nie jestem w stanie brać czynnego udziału w życiu klubu. Poza tym moi "klienci" - takie określenie tylko ze względu na łatwe wyjaśnienie - nie są jednostkowi, lecz występują w liczbie bardzo mnogiej. Nie mogę sobie pozwolić na odwołanie czegoś, bo mam jakieś tam zebranie. A nawet jak już wezmę udział w spotkaniu klubu, to i tak nie posiedzę do oporu, bo następnego ranka koledzy smacznie śpią, ewentualnie będą w pracy zwyczajnie małomówni, a ja muszę być wypoczęty, tryskać energią i nie mogę sobie pozwolić na pitolenie pod nosem, bo przecież nie po to ludzie przychodzą do kościoła, by słuchać pitolącego księdza ;) W życiu trzeba wybierać. A co będzie ostatecznie, to życie pokaże.