Przyznaję, się - zrobiłem skok w bok. Nie tak z własnej woli. Byłem mocno i jak widać skutecznie kuszony. Pokusa to ... dowolny HD na 2 tygodnie i 20 tyś. zł kieszonkowego. Warunek to przejażdżka na testowych HD i wzięcie udziału w loterii. Z dostępnych modeli wybrałem Elektrę Ultra Limited w pięknym
mandarynkowym kolorze. Czemu ten? No bo jakbym miał potem szczęście jechać na wakacje, to tylko na takim.
Tak to cudo wyglądało:
Prawda, że prześliczny kolorek?
Motocykl to jakby bliźniak yamahowskiej Ventury, silnik też chłodzony cieczą, tyle tylko, że V2.
Ilość przycisków przeogromna, a standardzie CB radio, tempomat i nawigacja. Obsługa bezkluczykowa - kluczyk masz w kieszeni, a załączenie napięcia na obwody odbywa się taką masywną gałką umieszczoną jakby nad główką ramy. Bardzo przyjemne rozwiązanie. Alarm zintegrowany z elektroniką - nie masz kluczyka w kieszeni, to najpierw zacznie pikać, a potem zawyje.
Motocykl w codziennej eksploatacji wygląda tak jak na fotkach, bo w zasadzie nie da się nic zdjąć. W centralnym kufrze jest większość elektroniki, bez której motocykl nie pojedzie. Podobnie z owiewką. Można zrzucić kufry boczne, ale wtedy chyba starci na wyglądzie.
OK, teraz wrażenia z jazdy ..., ups..., najpierw go uruchamiamy. Naciśnięcie startera wywołało u mnie pewną panikę i chęć szybkiej ucieczki z wołaniem "to nie ja, to nie ja", bo odgłos dobiegający z okolic silnika przypominał betoniarkę, do której wrzucono kilka bardzo dużych kluczy lub kamieni. Nie było to subtelne puk-puk, ale donośne jebudu!. Sprzedawca stał jednak niewzruszony, więc i ja się uspokoiłem. OK. motocykl z przebiegiem 320 km, może po dotarciu mu przejdzie. Siadamy. Od razu czuć, że dosiada się wysokiego konia. Mam 175 cm wzrostu, ale wysokość motocykla i szerokość kanapy powodują, że postawienie płasko obu stóp na asfalcie nie jest proste. Da się, ale stopy są blisko motocykla, co przekłada się na stabilność stania. Reszta jest ok.. Kierownicę można regulować na wysokość +/- ok. 6 cm, ale wymaga to sporo zachodu, by dostać się pod owiewkę (tak samo jak w Venture). Na całe szczęście ustawienie fabryczne było akceptowalne.
Pozapinałem ciuchy, włączyłem muzyczkę z głośników - na twarzy miałem chustę i okulary, które zasłaniały całą twarz, zatem jakby co, to będzie na jakiegoś anonimowego HD ownera
. Wciskam sprzęgło i ... jebudu! Pojedyncze, ale bardzo metaliczne - to zapiął się bieg pierwszy. OK. nowy, niedotarty, Radki też tak potrafią strzelić metalicznie jedynką. Ruszam - mimo masy ponad 420 km, nie wliczając mnie i dość wysokiego siedzenia motocykl, nawet przy małych prędkościach, prowadzi się bardzo poręcznie. Spokojnie wyjeżdżam z parkingu na ulicę i jadę. Nierówności wybierane są miękko, z delikatnym czuciem na kierownicy, ale sama kierownica pozostaje niewzruszona. Miłe zaskoczenie. Dojeżdżam do pierwszych świateł, wchodzę w tempo za "L-ką" na zielonej strzałce ... to znaczy chciałem wejść, bo L-ka oczywiście musiała się zatrzymać, choć całe skrzyżowanie było puste.
Też się zatrzymałem, ale motocykl pozostał w pochyleniu, co z wysokim siodłem i niemożnością dobrego podparcia zaowocowało położeniem go na gmolach. Prędkość zerowa, noga jednak trochę walczyła, zatem położenie było dość delikatne i bez konsekwencji dla stanu motocykla. Podniesienie go do pionu miało, niestety, swoje konsekwencje. Motocykl nie został przytarty, ale moje ego tak. Leżący motocykl, grająca głośno muzyczka i ubrany na czarno motocyklista siłujący się z masą ponad 400 kg. Choć brakowało mi na koniec tchu, to pilnowałem, by chusta nie odsłoniła nawet kawałka twarzy, pozwalając nawet na pobieżną identyfikację. Postawiłem, dosiadłem i ... chodu, byle dalej od tych wszystkich gapiów
To była kara, za skok w bok i to wymierzona od razu. Wprawdzie wtedy tego nie poczułem, bo adrenalina została wpompowana w dużej ilości do krwioobiegu, ale później odczułem ból nadwyrężonego nadgarstka.
Pomny przygody ruszyłem dalej. Niestety, pomimo dogrzania silnika do nominalnej temperatury eksploatacyjnej, odgłos zapinania biegów, bez znaczenia czy w górę, czy w dół, cały czas odbywał się z donośnym metalicznym łupnięciem. Nawet przy przelocie na autostradzie z dużą prędkością redukcja do 5-ki czy powrót na 6-kę był wyraźnie słyszalny i wyczuwalny, bo to łupnięcie przenosiło się na ramę.
Natomiast bardzo przyjemna była praca 103 cali sześciennych w V-ce. Przy bardzo niskich obrotach bunt był wyraźnie wyczuwalny, ale trzymanie obrotów ponad 2000 dawało bardzo miłe prowadzenie i dynamikę. Silnik kręci się do ok. 5500 i nawet pod koniec zakresu nie słychać nieprzyjemnego wycia. Ruszanie jednak musi się odbyć z dodaniem gazu, bo na samym sprzęgle zaczyna szarpać. Możliwe, że po dotarciu będzie lepiej, bo silnik sam w sobie bardzo kiepsko trzymał wolne obroty, a wibracje od silnika były mocno i dobrze wyczuwalne i nierównomierne, mimo nagrzania.
Sama jazda bardzo przyjemna, motocykl płynie, nawet po kiepskim asfalcie. Bardzo dobre prowadzenie w zakrętach, a pozycja za kierownicą zachęcająca do aktywnej jazdy, czego po tak masywnym i wysokim motocyklu bym się nie spodziewał. Bardzo duża stabilność prowadzenie w szybkich łukach, przejeżdżanych jednostajnie, jak i mocno przyspieszając, czy hamując. Co mnie zaskoczyło, to hamowanie w zakręcie, nie powoduje tak silnego prostowania motocykla, jak w RS-ie. Możliwe, że ma na to wpływ częściowa integracja przedniego i tylnego hamulca - używając klamki aktywuje się przedni hamulec i tylni, ale ten ostatni z mniejszą skutecznością, niż wdepniecie pedału. Pedał aktywuje tylko tylny hebel.
Szybka zmiana kierunku, np. z pasa na pas, odbywa się z pewnym oporem. Tu już nie wystarczy balans ciałem jak w RS-ie, ale trzeba włożyć w to trochę siły, bo motocykl reaguje "gumowo". Zatem szybkie ominięcie dziury, czy innej przeszkody nie jest takie oczywiste i bezproblemowe. To trochę zaskakujące, bo motocykla bardzo ładnie składa się do szybkich zakrętów - np. na ślimakach przy drogach ekspresowych/autostradach. Kilka przejechałem z prędkością większą, niż bym zaaplikował jadąc RS-em. Niewątpliwie pomaga w tym też pozycja za kierownicą, bardzo zbliżona do pozycji na krześle. Jadąc autostradą czy ekspresówką, przynajmniej mi, ta pozycja przeszkadzała w relaksującej jeździe, bo nogi chciały "wyjść" do przodu, ale przeszkadzają temu owiewki na gmolu. Można zaaplikować spacerówki, ale tracimy wtedy kontakt z pedałami. Pociechą jest to, że klamka aktywuje oba hamulce i to daje dużo lepsze hamowanie i czucie hamowania.
Po zjechaniu na normalne drogi, szybko okazało się, że trzeba z rozmysłem się zatrzymywać, by nie stanąć na szczycie koleiny i walczyć potem o podparcie stopami, bo nie jest to przyjemne i do tego wygląda dość komicznie.
Z jazdy rzuca się w oczy, a raczej w uszy, dwuprzelotowy tłumik. Nie, nie chodzi o dwie rury, ale o to, że do pewnych obrotów tłumik jest przymknięty, a od ok 3200 obrotów otwiera się przepustnica. Daje to poprawę dynamiki i bardzo przyjemny dźwięk. Rolątej przepustnicy jest pilnowanie hałasu na poziomie normy, ale tylko do obrotów narzuconych warunkami pomiaru - po przekroczeniu tych obrotów, wydech pracuje bardziej swobodnie.
Z całej przejażdżki mam jedną jeszcze obserwację - znalezienie luzu, czyli N-ki, jest równie proste, co znalezienie ... czterolistnej koniczyny. No, może trochę prostsze. Sprzedawca twierdzi, że z czasem i przebiegiem problem znika. Ja często znajdowałem upragnioną N-kę, w tym samym momencie, w którym zapalało się już zielone światło.
Po powrocie do salonu, przyznałem się od razu do "przygody", ale nie byli zaskoczeni, bo motocykl miał (czego się spodziewałem) zainstalowaną "smycz" z kontrolą pozycji i przechyłu.
Po opisaniu wrażeń z jazdy, okazało się, że w salonie jest ten sam model, ale w wersji "low". Wyposażenie takie samo, ale delikatnie obniżone zawieszenie, prześwit 115 mm, a nie 135 mm, i akcesoryjne siodło dały pozycje niższą od prawie 6 cm, i choć to wygląda na niewiele, to jednak robi różnicę. W dodatku model "low" był wystawiony w dużo przyjemniejszym kolorze.
No nic, teraz tylko muszę wykurować nadgarstek.